Wychodząc od różnych typów narracji historycznej zastanawiamy się nad fenomenem fałszowania historii. Pretekstem może być chociażby tematyczny numer dodatku do dziennika 'Rzeczpospolita’ zatytułowany 'Jak nie mówić o historii?’. W nim redaktorzy – w zasadzie bez udziału historyków – analizują różne, współcześnie aktualne, spory o historię, dodajmy – najnowszą – w Polsce. My zwracamy uwagę, że nie zawsze narracja odbiegająca od faktów może być rezultatem chęci wprowadzenia w błąd. Już w średniowieczu odróżniano dwie formy fałszerstw, a w zasadzie rozbieżności z prawdą.
Lektury, lektury
Zaczynamy rozmowę tradycyjnie od lektur. Przedstawiamy słownik historii Niemiec, nazywany leksykonem Gebhardta, świetny przykład mającej już ponad wiek tradycji współpracy między historykami zawodowymi i amatorami – w najlepszym tego słowa znaczeniu – w opisaniu dziejów ojczystych.
Krótko wspominamy o pożytkach z badań archeologicznych w śledzeniu relacji między różnymi grupami etnicznymi w średniowiecznym Tallinie – z wykorzystaniem izotopów do identyfikacji diety niegdysiejszych mieszkańców miasta.
Wspominamy też o innej niż dominująca perspektywie spojrzenia na historię państw. W przypadku Europy ostatniego stulecia utarło się patrzeć na przeszłość jednostek politycznych przez pryzmat dziejów narodów. Tymczasem państwa wieloetniczne miały się całkiem dobrze wcześniej, ale i dziś poza Europą większość państwa nadal ma charakter wieloetniczny.
To czystki etniczne, zwłaszcza po II wojnie światowej, stworzyły w Europie wrażenie, że dominacja jednej grupy etnicznej – narodu – w państwie to rzecz naturalna. Konsekwencje zmiany perspektywy prezentujemy na przykładzie jednej z syntez dziejów Rosji, co ciekawe pióra szwajcarskiego historyka.
Fenomen fałszowania historii
Już w średniowieczu odróżniano dwie formy fałszerstw, a w zasadzie rozbieżności z prawdą. Pierwsza, która była świadomym kłamstwem, zasługiwała na karę. I średniowieczni posługiwali się szeregiem metod weryfikacji wiarygodności zarówno przekazów narracyjnych, kronikarskich, jak dokumentowych.
Ale inną rzeczą było fałszowanie poprzez dopisywanie wyjaśnień do stanu, w którym znajdował się twórca narracji. Jeśli dostrzegał pewien stan rzeczy wokół siebie, to nie mogąc znaleźć źródeł o jego początku – czasami je sam tworzył.
Co ciekawe, odejście od zgodności z faktami w podobny sposób możemy zaobserwować i dziś wśród historyków. Mogą to być po prostu słabe prace, w których autorzy nie prowadzą właściwej weryfikacji źródłowej, tworząc fakty bez korelacji z minioną rzeczywistością.
Ale mogą być i takie książki, nierzadko pisane przez utytułowanych autorów, które powstają by dowieść pewnej tezy. Tezy, która poprzedzała badania i którą historyk jedynie obudowuje dowolnie dobranym i skomponowanym materiałem.
Fałszowanie historii a etyka zawodu historyka
Nie budzi to naszego entuzjazmu – wskazujemy na kodeksy etyczne, które powinny historyków dyscyplinować przed sięganiem po tego typu zabiegi.
Podkreślamy jednak, że owe prace, nie mające wartości merytorycznej w odniesieniu do tematyki, którą podejmują, są wartościowe jako źródło badań nad mentalnością nie tylko twórców danej epoki, ale całych grup za nimi stojących.
Dla historyka nie ma tak złej pracy, która nie mogłaby być punktem wyjścia do poznania przez niego minionego a czasem i jego własnego świata.
Wymienione w audycji materiały
Michael Grüttner, Das Dritte Reich 1933-1939, Bd. 19, Stuttgart: Klett-Cotta 2014 (Gebhardt. Handbuch der deutschen Geschichte. Zehnte, völlig neu bearbeitete Auflage).
Jak nie mówić o historii, Rzeczpospolita – Plus Minus, nr 66, 20-21 marca 2021.
Andreas Kappeler, The Russian Empire: A Multiethnic History, transl. by Alfred Clayton (London and New York, Routledge, 2013).
Emma Lightfoot, Magdalena Naum, Villu Kadakas, Erki Russow, The Influence of Social Status and Ethnicity on Diet in Medieval Tallin As Seen Through Stable Isotope Analysis, ‘Estonian Journal of Archaeology’, 20 (2016), No 1, p. 81-107.