Pytanie wydaje się banalne. Kto pisze historię? Odpowiedź jednak już nie jest taka oczywista. Z pewnością parają się tym historycy, zwani czasem archaicznie nieco dziejopisami. Ale czy tylko? Historię piszą też różnej maści partyjni inżynierowie od polityki historycznej. Wreszcie, czy główni bohaterowie tych opowieści nie są autorami historii? Także i to pytanie wydaje się nie budzić wątpliwości. Każdy podręcznik jest wypełniony różnymi postaciami wyznaczającymi rzekomo dziejów bieg. Czy jednak do analizy minionej rzeczywistości jest to wystarczające? Przekonujemy, że postacie często drugoplanowe ogrywają równie ważną rolę, nie mniej ważną niż te z aktualnego świecznika społecznego uznania. Czy oznacza to w historii powrót do kultu przeciętności? Skądże, pokazujemy, że historia jest wielowymiarowa i może być opowiadana na wiele głosów. Swój ważny udział w tej polifonii mają też bohaterowie drugoplanowi.
Zacieranie się dni
Okres pandemiczny wystawia nas stale na nowe próby i wyzwania. Już od kilku tygodni nagrywamy nasze kolejne odcinki podcastu w sposób zdalny. Początkowo podeszliśmy do tego z pewną rezerwą, jednak teraz – przynajmniej takie mamy wrażenie – wychodzi nam to coraz lepiej.
Wprawdzie program zencastr potrafi nas nieraz zaskoczyć (nagle ucieka głos w słuchawce jednego z nas), jednak po przesłuchaniu całości okazuje się, że mimo przejściowych trudności technicznych nagranie jest kompletne, a jakość dźwięku więcej niż znośna. Ostateczne brzmienie uzyskujemy przez umiejętną edycję. Ale to już inna historia.
Nasze podcasty zwykle nagrywaliśmy w piątek, z różnych powodów musieliśmy jednak przenieść termin na sobotę. Jak mocno ten piątkowy termin wbił się do głowy jednego z nas, można przekonać się w odsłuchując nagranie. Ponieważ dni tygodnia czasami zacierają się, ofiarą tego procederu padło pewne wydarzenia przywołane przez jednego z nas.
Oczywiście, odcinek nagrywaliśmy nie w piątek, a w sobotę wieczorem.
Bohaterowie z drugiego rzędu wywołani na plan
Trochę poczuliśmy się jak w teatrze. Siedzieliśmy na widowni. Obserwowaliśmy odgrywaną sztukę. Jednak naszej uwagi nie przykuwały postacie pierwszoplanowe. Naturalnie nie sposób ich nie zauważyć.
Są to często znane nazwiska, głośne, widniejące na każdym afiszu. Tym razem – nie umawiając się przy wyborze lektur – naszą uwagę przyciągnęli aktorzy z dalszego szeregu, bohaterowie drugiego planu, twórcy koncepcji żywych w kulturze – a o zapomnianym znaczeniu, lokalni historycy, pracowici burmistrzowie czy po prostu pewien Kowalski czy Schmidt, by użyć pospolitych nazwisk, przywołujących typowego (czyli właściwie jakiego?) obywatela.
Zastanawialiśmy się, jak to się dzieje, że to główni bohaterowie zapełniają nie tylko centrum, ale często cały plan, a ci z dalszych kręgów są traktowani (jeśli w ogóle) jako bohaterowie marginalni, praktycznie nieobecni? Czy można sobie wyobrazić afisz bez głównych aktorów, ale z podaną lista drugo- czy trzecioplanowej obsady?
Przekonujemy, że często są za to odpowiedzialne uwarunkowania kulturowe, które sięgają nawet starożytności. Po prostu przyzwyczailiśmy się do głównych bohaterów, ich hołubimy, oddajemy im cześć lub … zrzucamy z piedestału. Wielkie uwielbienie, wielkie potępienie. Skromni demiurgowie dziejów na miarę opłotków zwykle nie doświadczają takich huśtawek Losu.
Przyszłość bohaterów drugiego planu
Chcemy pokazać, że zwrócenie uwagi na bohaterów drugiego planu ma ogromny sens. Jest to rzecz wręcz konieczna. Często ci cisi bohaterowie przygotowują grunt pod czyny tych wielkich, tworzą dla nich przygotowaną scenę.
O jednej z takich postaci powiedzieliśmy nieco więcej. Pretekstem była uroczystość zorganizowana w rocznicę śmierci tej osoby oraz zapowiedź książki jej poświęconej. Chodzi o dr Ewę Unger, współzałożycielkę Fundacji Krzyżowa dla Porozumienia Europejskiego.
W jej biografii, która powstała dopiero teraz dzięki zabiegom dr Annemarie Franke, można, jak w lustrze, prześledzić tragedię ludzi w XX wieku. Nie miejsce tu, by opowiedzieć tą bardzo ciekawą i złożoną biografię. Wypada tylko stwierdzić, że postać dr Unger nas historyków uczy pokory, bo to w końcu od nas zależy, czy zdobędziemy się na włączenie tej, wydawałoby się bohaterki drugiego planu, do głównego nurtu, w tym konkretnym przypadku, narracji o historii relacji polsko-niemieckich. Odpowiedzialność, dystans, chęć zrewidowania spetryfikowanych już sądów.
Historia, do czego przekonujemy, nie jest jednak nigdy przewidywalną konstrukcją z żelbetonu, jej piękno polega m.in. także na tym, że potrafi nieraz nas zaskoczyć swą nieoczywistością, nieprzewidywalnością.
A może to, że taką czy inną postać traktujemy jako pierwszo- czy drugoplanową, nie jest efektem ani pogłębionej analizy, ani motywowanego subiektywnymi, bieżącymi przyczynami wyboru, lecz po prostu przypadku?
Wówczas i historyk, i państwowy inżynier od polityki historycznej musieli by uznać, że ostatecznie, wbrew ich pretensjom, niewiele mają do powiedzenia, jeśli idzie o zawartość ludzkich głów i opinie, którym społeczeństwo hołduje.
Bo historia przerasta ludzką wyobraźnię…
Wymienione w audycji publikacje:
Matthew H. Hammond, Ethnicity and the Writing of Medieval Scottish History, The Scottish Historical Review, 85 (2006), No 1 (219), s. 1-27.
Annekatrin Thomas, Brodelwitz / Brodów. Wspomnienia o wsi i majątku, tł. Agnieszka Grzybkowska, Tübingen 2021.
Annemarie Franke, „To nie wrogowie, to ludzie”. Ewa Unger (1926-2020), Wrocław 2021 (wydanie dwujęzyczne polsko-niemieckie).