Dydaktyka historii jest traktowana często po macoszemu, podobny los dotyka popularyzację historii. Niby jesteśmy przekonani o ich wartości i znaczeniu, jednak nie zawsze potrafimy to przyznać czy docenić. Podobnie jak w przyrodzie ekosystem stanowi trafny odpis środowiska naturalnego, tak w przenośni i dydaktyka, i popularyzacja są nieodłącznymi elementami historii, jej uniwersum. Popularyzacji poświęciliśmy naszą ostatnią rozmowę. Czy w okresie dużego zainteresowania przeszłością, zwłaszcza historią najnowszą, zawodowi badacze potrafią sprostać oczekiwaniom społecznym? Jak wyglądają studia w tym zakresie? A może, jak ta wymieniona w tytule mucha, jest w obliczu tryumfu tzw. punktozy czymś niepożądanym, przeszkadzającym?
Tomy zbiorowe
Dziś koncentrujemy się na… Nie, nie na owadach. Aczkolwiek krążąca po naszym prowizorycznym studiu – bibliotece mucha, a nawet dwie, zapewniły nam dużo… hm, emocji. Tym niemniej skupiliśmy się w rozmowie na nieco innych zagadnieniach.
No tak, zaczęliśmy od piłkarskiej przepowiedni i krótkiej refleksji nad wpływem piłki kopanej na życie zawodowe. Ale potem jeden z nas przedstawił swoje ostatnie zakupy – dwa opasłe zbiory studiów dotyczących średniowiecza w Polsce i Europie Środkowej.
Celem ich przedstawienia było zwrócenie uwagi na coraz częściej niedostrzegany walor takich publikacji. Zalew bardzo różnej jakości zbiorów pokonferencyjnych, tomów rocznicowych i zwykłych 'zbiorówek’ spowodował, że przyjęło się generalnie nisko oceniać tego typu publikacje.
Jednak dobrze poprowadzone badania zespołowe prowadzą do dobrych, choć może czasami zbyt grubych, opracowań zbiorowych. Także tomy rocznicowe, jeśli są odpowiednio 'zestrojone’, mogą przynieść ciekawy efekt.
Warto zwracać uwagę na jakość pracy redaktorów, autorów prac – i nie zrażać się typem publikacji.
Rocznice
Drugi z nas przedstawiał książkę, której jeszcze nie ma. Fizycznie jako wydanej publikacji, ale jest jako maszynopis. Praca dotyczyła odpowiedzialności Niemiec za pamięć o 'wojnie na wyniszczenie’, czyli upamiętnienie tragicznych skutków II wojny światowej.
Autor przedstawił to zagadnienie począwszy od pierwszych dni wojny, unikając utożsamiania pojęcie 'Vernichtungskrieg’ wyłącznie z operacjami niemieckimi na terenie Związku Radzieckiego.
Drugą publikacją przedstawianą przez jednego z nas był nowy numer magazynu 'Dialog’ poświęconego relacjom niemiecko-polskim. Bieżący numer skupia się na sąsiedztwie niemiecko-polskim w nawiązaniu do 30. rocznicy podpisania traktatu niemiecko-polskiego. Naszą uwagę zwróciła okładka, na której symbolicznym wyobrażeniem relacji są dwa przenikające się, jak wstęga Moebiusa, ogniwa w narodowych barwach Niemiec i Polski.
Przedstawiając artykuły jeden z nas zwrócił uwagę, że choć sama rocznica podpisania traktatu została w Polsce zauważona, to umknęła naszej uwadze rocznica tzw powstania ludowego w NRD (1953 r.).
Zwracamy uwagę na fakt, że mogło to wynikać z nieokrągłej rocznicy, ale też z koncentrowania się mediów na tym, co dotyczy bezpośrednio Polski. Żeby dostrzec bardziej skomplikowane zależności wydarzeń spoza granic naszego kraju i losów Polaków – nie starcza dziś czasu. A szkoda.
Popularyzacja ma różne imię
Wreszcie jeden z nas opowiedział o wystawie, która na wrocławskim Rynku przedstawia różne wersje herbu miejskiego obecne wciąż w przestrzeni miasta. W tym takie, które były szykowane jako oficjalne, ale… nie weszły do użytku.
Ta wystawa jest dla nas punktem wyjścia do refleksji nad zasadniczym tematem naszego spotkania. Zastanawiamy się, czy historyk ma szansę wpływać na szeroko rozpowszechniany obraz przeszłości.
Zwracamy uwagę, że bardzo często ten obraz jest kształtowany w oderwaniu od najnowszych badań. Czasami dlatego, że służy celom politycznym. Ale często, a może częściej, dlatego, że sami naukowcy nie próbują podejmować popularyzacji swoich badań.
Podkreślamy różnorodność mediów, w których można prowadzić działalność popularyzatorską. Okres epidemii uwypuklił, jak wiele można osiągnąć przy stosunkowo niewielkich nakładach finansowych, natomiast dużej pomysłowości zaangażowanych.
Podcasty, blogi, strony internetowe, kampanie na Instagramie, Facebooku… A może nawet relacje na tik-toku i mediach, które za chwile się pojawią?
Różne ścieżki przekazu
Wskazujemy, że nie warto przesądzać o jakości narzędzia, a raczej skoncentrować się na charakterystyce jego odbiorców i specyfice sposobu komunikowania.
Podkreślamy też, że publikowanie prac naukowych 'dla punktów’, ale nawet wyłącznie w najlepszych wydawnictwach i czasopismach nie realizuje naszej wizji humanistyki. Humanistyka powinna pomagać w funkcjonowaniu społeczeństw opartych o wartości ogólnoludzkie, wzajemny szacunek i otwartość.
A to jest możliwe tylko wtedy, gdy nasze najnowsze osiągnięcia przekazujemy sami jak najszerzej. Bo nauka, badania podstawowe nie są oderwane od otaczającego społeczeństwa. Powinny wchodzić z nim w relację tworząc ściśle wspierający różne ścieżki przekazu informacji ekosystem.
Mamy z tym bardzo pozytywne doświadczenie – jeśli informacja jest dostępna, przekazywana w zrozumiały – co nie znaczy uproszczony! – sposób, znajdzie nie tylko odbiorców, ale też aktywnych popularyzatorów w środowiskach lokalnych – i szerzej, na skalę krajową.
W ten sposób nawet jeśli sami nie jesteśmy w stanie zaangażować się w popularyzację – wspierajmy taką działalność tak, jak najlepiej potrafimy to robić. Prowadźmy badania dla innych, dajmy im jak najszerszy do nich dostęp.
Historia tak rozumiana jest dziedziną wspierającą krwioobieg idei i racjonalności w społeczeństwie. Warto się o to zatroszczyć.
Wymienione w czasie rozmowy publikacje i materiały:
Martin Aust, Erinnerungsverantwortung. Deutschlands, Vernichtungskrieg und Besatzungsherrschaft im östlichen Europa 1939–1945, Bonn 2021 (premiera jesienią b.r.)
Wystawa plenerowa: „Herb w mieście”
Mapa herbów Wrocławia w przestrzeni miejskiej
PIDcast – Podcast des Polnischen Instituts Düsseldorf