Na początku lat 90. ubiegłego wieku francuski badacz Jacques Le Goff miał powiedzieć, że historia będzie czynić postępy tylko w ramach interdyscyplinarności. Od tego czasu pojęcie to jest deklinowane przez wszytki przypadki. Co rozumiemy pod tym pojęciem? Czy zawiera ono konkretną treść i program, czy jest tylko wydmuszką naukową? Jak sprawdza się w praktyce badawczej? Czy stwierdzenie polskiego badacza, Janusza Tazbira, że „(…) wołanie o interdyscyplinarność jest w gruncie rzeczy pierwszoplanowym zadaniem naszej humanistyki”, jest trafne i nadal aktualne?
Wokół pojęć
Co zawiera w sobie termin „interdyscyplinarność” w charakterystykach współczesnych badań naukowych? Z grubsza – to wykorzystywanie metod i osiągnięć różnych dyscyplin, by w ten sposób stworzyć warsztat badacza nie należący do żadnej z nich i dzięki niemu dotrzeć do pełniejszego, bliższego prawdy obrazu świata.
Słowo to zrobiło ogromną karierę w drugiej połowie XX w., gdy uznano, że badacze działający w obrębie poszczególnych dyscyplin nie są w stanie opisać skomplikowanego charakteru zjawisk fizycznych. Ale szybko okazało się, że interdyscyplinarność może być także lekiem na rozczarowanie wobec stagnacji w naukach społecznych i w humanistyce.
Dziś korzystanie z dorobku archeologii lub historii sztuki w badaniach historycznych to coś oczywistego. Ale dla naszych mistrzów, dla badaczy aktywnych w latach 1960.-80. XX wieku było to nie lada wyzwanie. Wreszcie, rozczarowanie co do wyników współpracy między dyscyplinami i dziś rodzi pokusę negowania samego pojęcia.
Skoro współpraca sprowadza się do wzajemnego, często bezkrytycznego cytowania, to czy jest to właściwa interdyscyplinarność, czy tylko wykorzystywanie dorobku innych dyscyplin w badaniach zasadniczo właściwych dla jednej dyscypliny?
Może więc lepiej mówić o transdyscyplinarności, czyli przekraczaniu granic jednej dyscypliny? W tym pojęciu afirmuje się szukanie inspiracji w innych dyscyplinach, ale nie rości sobie pretensji do tworzenia nowych superdyscyplin na przecięciu tradycyjnych gałęzi wiedzy. Tak czy siak, wykraczanie poza tradycyjne podziały uprawianych nauk jest dziś wręcz odruchem.
Oczekiwania społeczne
Ten „odruch” u badaczy wydaje się to wypływać z dwóch, ściśle powiązanych ze sobą przyczyn – potrzeb odbiorców na pełniejszą, bardziej wieloaspektową narrację, ale też wewnętrznej logiki rozwoju nauki w europejskim kontekście kulturowym. Od schyłku XIX w., wraz z powszechnym szkolnictwem rosła świadomość obywatelska, wkrótce wsparta o demokratyczny ustrój polityczny.
Uczestnicy życia społecznego są do dziś kształtowani przez dyskurs naukowy, który traktuje się jako równie istotny, a coraz częściej istotniejszy od dyskursu religijnego. Od nauki domaga się więc zrozumiałych i całościowych opisów świata – bo taka jest rola wiedzy idealnej, stabilizującej emocje człowieka w obliczu chaosu życia i interakcji z otoczeniem.
Choć w praktyce wiedza ludzka jest fragmentaryczna, czasowa, stale zmienna – to dla człowieka istotne są odpowiedzi całościowe, niezmienne. Interdyscyplinarność, czy transdyscyplinarność daje szansę na sformułowanie przynajmniej namiastki takich odpowiedzi. Z różnych punktów widzenia patrzymy na zjawiska i społeczeństwa wierząc, że uda się w ten sposób odkryć i przekazać prawdę, która wesprze nasze otoczenie.
Jednocześnie nauka jako system interakcji społecznych mierzy się ze sprzecznymi bodźcami. Z jednej strony jest stabilizowana i standaryzowana przez oficjalną, państwową organizację badań i edukacji. Z drugiej strony – jej adepci rozwijają się przez negowanie dominujących wizji wiedzy w swoich dyscyplinach, rzucają wyzwania naukowemu establishmentowi i budują nowe kierunki, ścieżki i drogi poznania.
Szansa na rozwój?
Interdyscyplinarność jest dla tych „buntowników” wymarzonym narzędziem, bo na styku wielu dyscyplin dochodzi do formułowania inspirowanych takim zdarzeniem nowych hipotez, rodzą się intrygujące, nowe pomysły. Czy więc interdyscyplinarność jest zawsze dobra, ba! lepsza od uprawiania „czystych” dyscyplin?
Nie, bo z tych zderzeń i przecięć niejednokrotnie rodzą się jedynie mody i narracje nie mające większego sensu i nie przynoszące szerszego pożytku – z punktu widzenia celu ostatecznego nauki, to jest przybliżania prawdziwego, co najmniej transpersonalnego, jeśli nie obiektywnego obrazu świata. Bo choć zjawisko samo w sobie jest niewątpliwie dla nauki ożywcze, to o jakości badań nie świadczy ich udział w jakimś nurcie.
O wartości naszych działań wciąż decyduje talent i pomysłowość konkretnych ludzi. Nowe tory w nauce wyznaczają pojedynczy ludzie. Za ich inspiracją idą zespoły, grupy badawcze, oni zapoczątkowują nurty w dyskursie naukowym.
Prawdziwym skarbem jest więc dla rozwoju nauki nie tyle przecinanie się ścieżek wiedzy – ile otwartość na stawianie nowych pytań i szukanie na nie odpowiedzi w nowatorski sposób.
Cytat J. Tazbira pochodzi z Monika Napora, Marek Woźniak, Między humanistyką a posthumanistyką. Interdyscyplinarność w badaniach historycznych, „Wschodni Rocznik Humanistyczny”, 2017, nr 1, s. 119-130 (tam też dalsze wskazówki bibliograficzne).